2022-02-05 11:08

388."Święte żuki" samorządu województwa

"(...) Wszyscy zwrócili się do niego, co zdawało się robić mu przyjemność. — Erpatre, najwyższe usta! — zawołał Eunana, schylając się przed Ramzesem. — Kiedy, zgodnie z twoim boskim rozkazem, jechałem na czele oddziału, pilnie bacząc na wszystko, spostrzegłem na szosie dwa piękne skarabeusze. Każdy ze świętych żuków toczył przed sobą glinianą kulkę w poprzek drogi, ku piaskom… — Więc cóż? — przerwał następca. — Rozumie się — ciągnął Eunana, spoglądając w stronę ministra — że jak nakazuje pobożność, ja i moi ludzie, złożywszy hołd złotym wizerunkom słońca, zatrzymaliśmy pochód. Jest to tak ważna wróżba, że bez rozkazu nikt z nas nie ośmieliłby się iść naprzód. — Widzę, że jesteś prawdziwie pobożnym Egipcjaninem, choć rysy masz hetyckie — odpowiedział dostojny Herhor. A zwróciwszy się do kilku bliżej stojących dygnitarzy dodał: — Nie pójdziemy dalej gościńcem, bo moglibyśmy podeptać święte żuki. Pentuerze, czy tym wąwozem, na prawo, można okolić szosę? — Tak jest — odparł pisarz ministra. — Wąwóz ten ma milę długości i wychodzi znowu na szosę, prawie naprzeciw Pi-Bailos.(...)"

(…) Już dobre pół godziny orszak posuwał się krętym wąwozem o ścianach nagich i spadzistych, gdy straż przednia znowu zatrzymała się. W tym miejscu znajdował się inny wąwóz, poprzeczny, środkiem którego ciągnął się dość szeroki kanał. Goniec, wysłany do ministra z wiadomością o przeszkodzie, przywiózł polecenie, ażeby kanał natychmiast zasypać. Około setki żołnierzy greckich z oskardami i łopatami rzuciło się do roboty. Jedni odrąbywali kamienie ze skał, drudzy wrzucali je do rowu i przysypywali piaskiem. Wtem z głębi wąwozu wyszedł człowiek z motyką mającą formę bocianiej szyi z dziobem. Był to chłop egipski, stary, zupełnie nagi. Przez chwilę z najwyższym zdumieniem patrzył na robotę żołnierzy, nagle skoczył między nich wołając: — Co wy dokazujecie, poganie, przecież to kanał?… — A ty jak śmiesz złorzeczyć wojownikom jego świątobliwości? — zapytał go, już obecny w tym miejscu, Eunana. — Widzę, że musisz być wielkim i Egipcjaninem — odparł chłop — więc odpowiem ci, że ten kanał należy do potężnego pana: jest on ekonomem u pisarza przy takim, co nosi wachlarz jego dostojności nomarchy Memfis. Baczcie więc, ażeby was nieszczęście nie spotkało!… — Róbcie swoje — rzekł protekcjonalnym tonem Eunana do żołnierzy greckich, którzy zaczęli przypatrywać się chłopu. Nie rozumieli jego mowy, ale zastanowił ich ton. — Oni wciąż zasypują!… — mówił chłop z rosnącym przerażeniem. — Biada wam, psubraty! — zawołał, rzucając się na jednego z motyką. Grek wyrwał motykę, uderzył chłopa w zęby, aż krew wystąpiła mu na usta. Potem znowu zabrał się do sypania piasku. Oszołomiony ciosem chłop stracił odwagę i zaczął błagać: — Panie — mówił — ależ ten kanał ja sam kopałem przez dziesięć lat nocami i w święta! Nasz pan obiecał, że jeżeli uda mi się przeprowadzić wodę do tej dolinki, zrobi mnie na niej parobkiem, odstąpi piątą część zbiorów i da wolność… Słyszycie?… Wolność mnie i trojgu dzieciom, o bogowie!… Wzniósł ręce i znowu zwrócił się do Eunany:

— Oni mnie nie rozumieją, ci zamorscy brodacze, potomstwo psów, bracia Fenicjan i Żydów. Ale ty, panie, wysłuchasz mnie… Od dziesięciu lat, kiedy inni szli na jarmark albo na tańce, albo na świętą procesję, ja wykradałem się w ten niegościnny wąwóz. Nie chodziłem na grób matki mojej, tylkom kopał; zapomniałem o zmarłych, ażeby moim dzieciom i sobie choć na jeden dzień przed śmiercią dać wolność i ziemię… Wy bądźcie moimi świadkami, o bogowie, ile razy zaskoczyła mnie tutaj noc… Ile ja tu razy słyszałem płaczliwe głosy hien i widziałem zielone oczy wilków. Alem nie uciekał, bo gdzież bym nieszczęsny uciekł, gdy na każdej ścieżce czyhał strach, a w tym kanale wolność trzymała mnie za nogi. Raz, o tam, za załamem, wyszedł na mnie lew, faraon wszystkich zwierząt. Motyka wypadła mi z ręki. Więc ukląkłem przed nim i rzekłem te słowa, jak mnie widzicie: „Panie — czyliż raczyłbyś mnie zjeść… jestem przecież tylko niewolnikiem!” Lew drapieżca ulitował się nade mną; omijał mnie wilk; nawet zdradzieckie nietoperze oszczędzały biedną moją głowę, a ty, Egipcjaninie… Chłop umilkł, spostrzegł zbliżający się orszak ministra Herhora. Po wachlarzu poznał, że musi to być ktoś wielki, a po skórze pantery, że kapłan. Pobiegł więc ku niemu, ukląkł i uderzył głową o piasek. — Czego chcesz, człowieku? — zapytał dostojnik. — „Światło słoneczne, wysłuchaj mnie! — zawołał chłop. — Oby nie było jęków w twojej komnacie i nieszczęście nie szło za tobą! Oby twoje czyny nie załamały się i oby cię prąd nie porwał, gdy będziesz płynął Nilem na drugi brzeg…” — Pytam, czego chcesz? — powtórzył minister. — „Dobry panie — prawił chłop — przewodniku bez kaprysów, który zwyciężasz fałsz, a stwarzasz prawdę… Który jesteś ojcem biedaka, mężem wdowy, szatą nie mającego matki… Pozwól, abym miał sposobność rozgłaszać imię twoje jako prawo w kraju… Przyjdź do słowa ust moich… Słuchaj i zrób sprawiedliwość, najszlachetniejszy ze szlachetnych…” — On chce, ażeby nie zasypywano tego rowu — odezwał się Eunana. Minister wzruszył ramionami i posunął się w stronę kanału, przez który rzucono kładkę. Wówczas zrozpaczony chłop pochwycił go za nogi. — Precz z tym!… — krzyknął jego dostojność, cofnąwszy się jak przed ukąszeniem żmii. (...)

"Faraon" Bolesław Prus

Resztówka +. Speckabaret drogowy AD 2022

—————

Powrót


Komentarze

Nie znaleziono żadnych komentarzy.

Wstaw nowy komentarz








 


   PUBLIKACJE PORTALU