2012-12-12 00:56

137. Wspomnień czar

Sądząc po zawartości projektu ustawy deregulacyjnej na jej aktualnym etapie procedowania „planistycznemu segmentowi” deregulacji bliżej do ministerstwa niż do izby.

Mimo to w dalszym ciągu uważam, że nic nie jest jeszcze przesądzone – ani szczegóły (m.in. zgłoszone w ramach konsultacji) ani sama idea deregulacji.

Generalnie, nie do końca rozumiem pomysł zwiększania „podaży” bez radykalnych zmian po stronie „popytu” - nb. w tej chwili szczątkowego. A trudno liczyć w tym zakresie na szybką zmianę (poprawę?) po lekturze opublikowanego właśnie Harmonogramu prac Komisji Kodyfikacyjnej Prawa Budowlanego.

Sam pomysł odejścia od obowiązkowej przynależności do Izby Urbanistów na rzecz zarządzania uprawnieniami urbanistycznymi przez właściwe ministerstwo (póki co Ministerstwo Rozwoju Regionalnego) nie musi oznaczać automatycznej likwidacji dotychczasowych problemów z dostępnością do zawodu urbanisty. Wszystko zależy od szczegółów – a tych najistotniejszych ciągle brak.

Ponad dwa lata temu na forum dyskusyjnym jednego z portali urbanistycznych zaproponowałem temat: Czy Izba Urbanistów potrzebuje jeszcze nowych członków?

Pisałem wtedy:

Obowiązująca ustawa planistyczna, praktycznie od momentu wejścia w życie w 2003 r., rozpoczęła proces odchodzenia od klasycznego planowania przestrzennego, dla którego wymagane jest odpowiednie specjalistyczne przygotowanie zawodowe.

Kolejne, mniej lub bardziej rewolucyjne "specustawy" praktycznie i jednocześnie niezwykle skutecznie, na naszych oczach,  kończą proces "odchodzenia". Przyszłość wydaje się już szczegółowo i na długie lata zadekretowana - urbaniści nie będą potrzebni!

Choć działania w tym zakresie wydają się mieć charakter systemowy, budzi jednocześnie zdziwienie ich niekonsekwencja (widoczna gołym okiem) - trwa w najlepsze intensywne kształcenie całej rzeszy nowych urbanistów.

Czy ktoś w Polsce zadał sobie trud odpowiedzi na proste i jak się wydaje oczywiste pytanie: co ci ludzie będą po ukończeniu studiów robić?

Cała dyskusja miała bardzo interesujący przebieg (dostępna na wspomnianym portalu) - dla potrzeb niniejszego artykułu przytoczę jeszcze tylko jeden jej fragment, w którym poddałem się „czarowi” wspomnień o mojej drodze do uprawnień urbanistycznych:

Po wejściu w życie ustawy o zagospodarowaniu przestrzennym (pierwszej "nowożytnej") w 1995 r. rozpocząłem próby uzyskania uprawnień.

Ponieważ miałem odpowiedni dorobek projektowy i pomyślnie zdałem  egzamin (ministerialny - przyp.MJ) ze znajomości przepisów prawa, raźno udałem się na finałowe spotkanie z wielce szanowną komisją egzaminacyjną, aby serdecznie się "wyściskać" ze "starszymi Kolegami w zawodzie". Niestety, nie tak prędko! Otóż, owszem, wszystko było "tenteges majonez" tylko okazało się, że mój dorobek okazał się (dla Szanownej Komisji) w większości na tyle "starej daty" tj. pod rządami ustawy z 1984 r., że w oczach tejże Komisji nie gwarantowałem odpowiedniego poziomu warsztatu urbanistycznego. Nakazano mi "dorobić" trochę pod "nowożytnymi" przepisami", zgłosić się ponownie i już bez egzaminu z przepisów poddać się weryfikacji. Niestety, zrobiłem sobie tylko kilkuletnią przerwę (na dojście do siebie). Ostatecznie po roku od pozytywnej weryfikacji wg nowych przepisów zostałem wpisany na listę IU dopiero w 2003 r.

Jeszcze tylko puenta tej całej historii - cała Szanowna Komisja (której nazwiska przechowuję z sentymentem głęboko w sercu) spędziła całe swoje życie zawodowe, zdobyła praktykę, stopnie naukowe i uprawnienia pod rządami ustawy z 1984 r. i jeszcze "starszej daty"!

Parafrazując klasyka: nieważne, kto (minister czy izba) weryfikuje umiejętności kandydata do zawodu urbanisty, ważne, jak – pytanie tylko, czy „deregulatorzy” mają tego świadomość?

—————

Powrót


Skomentuj

Nie znaleziono żadnych komentarzy.

Wstaw nowy komentarz





Ankieta

Oceń artykuł

bardzo interesujący (6)
35%

interesujący (4)
24%

nie mam zdania (3)
18%

nieinteresujący (4)
24%

Całkowita liczba głosów: 17





 


   PUBLIKACJE PORTALU