2012-10-17 21:11

125. The Day After

Komentując przed dwoma tygodniami rządowy projekt „deregulacji zawodu urbanistów” napisałem:

(…) jestem głęboko przekonany, że z tej "mąki (deregulacyjnej) chleba nie będzie". Owszem, przetoczy się "burza", może nawet kilka "burz", będą apele, prośby, protesty, głosy oburzenia, złorzeczenia, "rozdzieranie szat", itp. Dla wielu to w końcu doskonała (jedyna) okazja wykrzyczeć, że istnieją. I to wszystko. Ciągu dalszego (deregulacyjnego) nie będzie. Skąd to przekonanie? Wprost z lektury zawartości "projektu deregulacji". Dlatego upubliczniony ostatnio projekt "deregulacji" urbanistów traktuję wyłącznie jako wydarzenie medialne - ważne o tyle, że urbanistom (wszystkim) pokazano oficjalnie, "z urzędu", ich miejsce w szeregu.

Powtórzę raz jeszcze: nie wierzę w deregulację zawodu urbanisty w obecnej wersji rządowej. Ale jeśli przyjmiemy wersję pesymistyczną (póki co, obowiązującą), że taka deregulacja nastąpi – to byłaby to nie „deregulacja” ale całkowita likwidacja zawodu urbanisty w dotychczasowym rozumieniu.

W ocenie „deregulatorów”: „obecni” (profesjonalni) urbaniści nie są niezbędni, otwarcie zawodu nie spowoduje chaosu przestrzennego, całkowita deregulacja przyniesie bezdyskusyjne korzyści.

Nie wiem czym kierowali się pomysłodawcy takiego rozwiązania i nie zamierzam tego dociekać – odrzucam jednak ich niewiedzę i złą wolę.

Niewątpliwie sytuacja obecna jest dla urbanistów ekstremalna - po raz pierwszy zakwestionowano w takim zakresie sens istnienia planowania przestrzennego.

Od momentu publikacji projektu „fala” różnych form sprzeciwu wzbiera na sile. Przedstawiane przy tej okazji argumenty mają jeden wspólny mianownik, sprowadzający się do kwestionowania wyników rządowych analiz: my urbaniści (profesjonalni) jesteśmy niezbędni – bez nas nastąpi totalny chaos przestrzenny – „deregulacja” przyniesie wyłącznie olbrzymie straty!

Na marginesie warto odnotować, że rządowy projekt likwidacji zawodu urbanisty nie zrobił dotychczas najmniejszego, negatywnego wrażenia na „stronie społecznej”!

„Z obfitości serca usta mówią” – zasygnalizowany przy okazji deregulacji zgodny, jak się okazuje, pogląd strony rządowej i społecznej na temat urbanistów można zrekapitulować następująco:

Urbanista jest zawodem anachronicznym, czytaj: zbędnym.

Można by powiedzieć: jak nas (urbanistów) widzą tak nas piszą - tyle tylko, że widzieć nas już raczej nie chcą. Wszyscy.

Mimo wszystko wierzę, że przetrwamy obecny "deregulacyjny" zamęt.

Można oczywiście kontynuować  "deregulacyjne " protesty  czy "podejmować działania wyjaśniające sens istnienia naszego zawodu". 

Jednak, wcześniej czy później, staniemy przed zadaniem dzisiaj dla urbanistów najważniejszym - jak uporać się z "bagażem" społecznego odrzucenia zawodu urbanisty, ujawnionego przy okazji "deregulacji"?

 

 

—————

Powrót


Skomentuj artykuł

Data: 2012-10-19

Dodał: Urb

Tytuł: A czemu tak jest?

Może to pytanie jest właściwe. Skąd wynika legislacyjny i społeczny ostracyzm?. Aż boję odpowiedzi, boję się że ją znam - z kompletnej niewiedzy i nierozumienia procesów urbanistycznych, poza gronem specjalistów z dziedziny architektury, geografii osadnictwa, ekonomiki miast i regionów czy socjologów. Społeczeństwo nie ma żadnej edukacji w tym zakresie - czy ktoś w szkole słyszał o urbanistyce? Zresztą sam pamiętam ze studiów, że ludziom trzeba było tłumaczyć podstawową definicję "urbanistyka" czy "ruralistyka". Dla 98% społeczeństwa to taka sama abstrakcja jak fizyka molekularna. Nie ma edukacji, nie ma wiedzy, nie ma wymagań wobec własnego otoczenia i poczucia, że przestrzeń jest dobrem nas wszystkich, wspólnym. Dla znakomitej większości ludzi to totalna abstrakcja "ład przestrzenny" i dominuje przeświadczenie o interesie prywatnym.

Ustawa deregulacyjna jest zła nie dlatego, że narusza istnienie izb, tylko dlatego, że nie daje żadnej odpowiedzi - co w zamian? kim ma być nowy urbanista? kto to w ogóle jest?... czy jest potrzebny? To w ogóle jest szersze pytanie - idziemy ścieżką rozwoju uporządkowanego na wzór np. niemiecki, czy raczej preferujemy Salwador i Nikaraguę a może Meksyk albo osławiony już Gabon? No właśnie - i znów odpowiedź jest banalna: większość społeczeństwa w ogóle to nie interesuje. Po prostu jakie społeczeństwo takie wymagania wobec władzy i sama polityka.

Oczywiście cena jaką przyjdzie w przyszłosci zapłacić za nieodwracalne (przynajmniej w średnim okresie czasu) procesy urbanizacyjne bedzie bardzo wysoka. No ale to Polska właśnie - wszystko jest "bylejakie" na zasadzie "jakoś to będzie"...

Dla uzasadnienia powyższego podam, że oczywiście nie trafione są argumenty liberałów postulujących deregulację. Nawet liberalne Centrum A. Smitha postuluje konieczność egzaminów państwowych w zawodach zaufania publicznego, a Hayek w swojej "Konstytucji wolności" planowanie przestrzenne wyszczególnia jako ważny czynnik współżycia społecznego i ekonomicznego. No ale - kto o tym wie? filozof z "pozytywną szajbą"? czy były wiceminister finansów i doradca podatkowy obecnie procedujący tą ustawę?... To jest momentami tak żałosne, że szkoda cokolwiek pisać.

Odpowiedz

—————

Data: 2012-10-20

Dodał: Kontrurbanista

Tytuł: Re:A czemu tak jest?

„Skąd wynika legislacyjny i społeczny ostracyzm?. Aż (się) boję odpowiedzi, boję się że ją znam - z kompletnej niewiedzy i nierozumienia procesów urbanistycznych, poza gronem specjalistów z dziedziny architektury, geografii osadnictwa, ekonomiki miast i regionów czy socjologów.”

Planiści z wielkim upodobaniem definiują swoją profesję jako interdyscyplinarną, co przynajmniej teoretycznie sytuuje ich w grupie zawodów takich jak np. neurochirurdzy. Ale obawiam się, że dla dużej części planistów, to ocena zbyt uprzejma. Myślę, że zbyt łatwo rozgrzeszamy „specjalistów od przestrzeni” z ich, niestety, dość częstej niekompetencji. Zresztą sami sobie tych „rozgrzeszeń” też nie skąpią, przy każdej nadarzającej się okazji przekonując, że całe zło w przestrzeni to „wszyscy pozostali” - mieszkańcy, samorządy, wojewodowie, sądy itp. Skąd ten legislacyjny i społeczny ostracyzm? Być może nie wszyscy „przekonywani” uwierzyli urbanistom? Ale to chyba nie jest wina „przekonywanych”?
„Deregulacyjne” protesty to kolejne, zbiorowe „rozgrzeszanie się” tego środowiska. Szkoda, bo z taką „autooceną” trudno będzie przywrócić w społeczeństwie wiarygodność zawodu urbanisty a tym bardziej status zawodu zaufania publicznego.

Odpowiedz

—————

Wstaw nowy komentarz





Ankieta

Ocen artykuł

bardzo interesujący (7)
44%

interesujący (3)
19%

nie mam zdania (3)
19%

nieinteresujący (3)
19%

Całkowita liczba głosów: 16





 


   PUBLIKACJE PORTALU