Data: 2014-02-16
Dodał: Grzegorz A. Buczek
Tytuł: trudno się dziwić
Trudno się dziwić... już od jakiegoś czasu jest dla mnie zupełnie oczywiste, że większość tzw. konsultacji społecznych jest przeprowadzanych nie po to, aby "podmiot konsultujący" skorzystał w swoich tak konsultowanych pracach czy działaniach z rezultatów konsultacji, ale przede wszystkim po to, aby mógł stwierdzić, że takie konsultacje społeczne przeprowadził (ponieważ jest to przeprowadzenia konsultacji zobowiązany, nie jest natomiast zobowiązany do wykorzystania rezultatów konsultacji...). To dość prosta taktyka, ponieważ ma ona głównie na celu osłabienie chęci i gotowości podmiotów zapraszanych do konsultacji do brania w nich udziału. Większość takich podmiotów zapraszanych do konsultacji działa bowiem społecznie (w przeciwieństwie do zazwyczaj wysokich wynagrodzeń tych, którzy do konsultacji zapraszają), a więc główną satysfakcją z udziału w konsultacjach jest (co najmniej częściowe...) wykorzystanie uwag i opinii przedstawianych w trakcie konsultacji. Każde kolejne zaproszenie do konsultacji jest w efekcie rozważane pod kątem rezultatów, które przyniosły poprzednie konsultacje, a - co oczywiste - im mniejsze są te rezultaty, tym mniejsza gotowość do uczestnictwa w kolejnych konsultacjach. I o to właśnie chodzi, o nic innego !
Zaś co do konsultacji przeprowadzonych ws. Tez Kodeksu Urbanistyczno-Budowlanego przeprowadzonych przez Komisję Kodyfikacyjną Prawa Budowlanego: miałem wątpliwości co uczestniczenia w nich, ze względu na to jak nikły wpływ - moim zdaniem - miały na treść Tez Kodeksu propozycje przedstawione Komisji (w tym w szczególności przez TUP) podczas tzw. 'wysłuchania publicznego" 23 stycznia 2013 r. W takiej sytuacji najwłaściwsza wydała mi się jedynie ocena tego, w jakim stopniu treść Tez Kodeksu uwzględnia poglądy prezentowane podczas tego wysłuchania, zwłaszcza te najistotniejsze... Przy tego typu wątpliwościach na ogół przypominane jest "wątpiącym" powiedzenie o tym, że "nieobecni nie mają racji", a udział w konsultacjach, to właśnie taka - konieczna wręcz - obecność... Tyle tylko, że w sytuacji "obecność" nie zapewnia nawet minimum udziału w "racji", bo rację ma nie ten, kto jest obecny, a ten, kto decyduje o sposobie wykorzystania takiej obecności. Praktyka ostatnich lat wskazuje na to, że jest ona na ogół wykorzystywana do stwierdzana o poprawności procedury wobec przeprowadzenia w jej trakcie konsultacji społecznych. Jednak czasem taka "obecność" określana jest nawet jako "współudział" czy "współodpowiedzialność" za rezultat owej procedury (i to bez związku z faktyczną spójnością poglądów przedstawianych w formie konsultacji w trakcie procedury z rezultatami tej procedury), a to już wymaga głębszej refleksji nad celowością udziału w tak prowadzonych i tak "wykorzystywanych" konsultacjach. Podstawowym kryterium celowości udziału w konsultacjach społecznych wydaje się więc wiarygodność zapraszającego do udziału w nich oraz jego skłonność do ich merytorycznego wykorzystania w swoich działaniach. W przypadku Komisji Kodyfikacyjnej ta wiarygodność będzie pochodną wykorzystania rezultatów konsultacji społecznych w dalszych pracach Komisji nad Kodeksem U-B.
Odpowiedz
Data: 2014-02-17
Dodał: Kontrurbanista
Tytuł: Re:trudno się dziwić
Przed rokiem, po przeczytaniu Komunikatu nr 13 z posiedzenia KKPB w dniu 20 marca 2013 r., w artykule "Kodyfikacyjne wypieki" napisałem:
(...) Nie takich jednak „owoców” pracy tej Komisji oczekiwałem.
Niestety, wyczekiwanego od dwudziestu paru lat smacznego „planistycznego chleba” z tej mąki raczej nie będzie – jeśli już, to co najwyżej kolejne „planistyczne podpłomyki”. Szkoda.
Dzisiaj wniósłbym do tamtej opinii tylko jedna korektę: słowo „raczej” zamieniłbym na „na pewno”. I nie mają na to najmniejszego wpływu merytoryczne rezultaty „społecznych konsultacji”.
„Budowanie zamków na piasku” zawsze się źle kończy.
I nie zmieni tego faktu uciszanie krytyków i oponentów takiego „budownictwa”, niestety.
Odpowiedz