2014-02-27 19:40

243. Zawód urbanisty - prawdziwa historia samounicestwienia (cz.1/7)

„Tylko prawda jest ciekawa”
Józef Mackiewicz

W „korporacyjnym profilu” każdego urbanisty-członka IU, znajdującym się na portalu internetowym tej korporacji, udostępnianym wyłącznie po zalogowaniu się i tylko „właścicielowi profilu”, w zakładce „Dane osoby” umieszczono tajemniczą kategorię: Członek założyciel – tak(nie).

Zastanawiam się, komu i po co potrzebna taka „spersonalizowana” informacja?

Nie wykluczam, choć nie mam w tym zakresie żadnej wiedzy, że ma to bezpośredni związek z lansowaną od dłuższego czasu, a szczególnie intensywnie w ostatnim okresie, przez władze IU, koncepcją podziału urbanistów izbowych na dwie kategorie: urbaniści (prawdziwi) i quasiurbaniści.

Pójdźmy zatem tym tokiem myślenia i przyjrzyjmy się tak zdefiniowanym „podgrupom” zawodowym.

Na początek kilka słów o tych ostatnich – otóż wedle władz IU quasiurbaniści to „korporacyjni parweniusze”, którzy status urbanisty uzyskali wykorzystując niefortunne regulacje prawne (czytaj: ustawa o samorządach zawodowych architektów, inżynierów budownictwa oraz urbanistów) i tym sposobem uzurpują sobie prawo do udziału w kreowaniu polskiej przestrzeni (czytaj: do udziału m.in. w przetargach na opracowania planistyczne).

Oczywiście wedle w/w władz nie jest w najmniejszym stopniu problemem  merytoryczna konkurencja quasiurbanistów (czytaj: ich profesjonalizm), ale skutki jakie wywołuje w polskiej przestrzeni ich zawodowa działalność (czytaj: sporządzanie studiów gminnych i planów miejscowych).
W ocenie Krajowej Rady IU:

„częściowa deregulacja zawodu urbanisty z 2002 r. (czytaj: ustawa o samorządach zawodowych architektów, inżynierów budownictwa oraz urbanistów) przyniosła zauważalne pogorszenie jakości polskiej przestrzeni (...)”

Oczywiście nie zawsze było tak tragicznie – członkowie tej samej Krajowej Rady Izby Urbanistów tak z nostalgią wspominają czasy urbanistów prawdziwych:

„(...) Do 2002 r. uprawnienia urbanistyczne można było uzyskać po ukończeniu studiów wyższych, odbyciu paruletniej praktyki zawodowej, w trakcie której pod kierunkiem doświadczonego urbanisty należało wykonać co najmniej jedno studium uwarunkowań i kierunków zagospodarowania przestrzennego oraz dwa miejscowe plany zagospodarowania przestrzennego, a w niektórych wypadkach – dodatkowo po ukończeniu studiów podyplomowych w zakresie planowania przestrzennego, urbanistyki lub gospodarki przestrzennej, których program obejmowała nie mniej niż 300 godzin. Okres praktyki kończył się zdaniem trudnego egzaminu przeprowadzanego we właściwym ministerstwie. (...)”

Takie „nostalgiczne” wspomnienia to dobra okazja do przyjrzenia się dokładniej tym czasom i ich „planistycznym” bohaterom. Pisałem już o tym obszernie w artykule "Bezdroża planistycznych reform":

Myślę, że warto na chwilę wrócić do początku tej „drogi” t.j. do etapu tworzenia ustawy o zagospodarowaniu przestrzennym – w mojej ocenie to właśnie na tym etapie nastąpiło największe „reformatorskie” potknięcie, kładące się głębokim cieniem na dalszych losach planistyki polskiej. (...)
Zasadniczy błąd dotyczył terminu wygaszenia: dyskusje na ten temat ciągnęły się przez cały okres procedowania projektu ustawy, trwały (w formie kolejnych nowelizacji) nieprzerwanie przez kilka lat także po jej uchwaleniu – praktycznie do końca 2002 r. (...)
Nie bez znaczenia dla samego przebiegu procesu „wygaszania” była sytuacja planistyczna większości gmin w Polsce w momencie wejścia w życie ustawy „wygaszającej”.

Otóż system planowania przestrzennego, poprzedzający tę ustawę, miał charakter zhierarchizowany – dla całych obszarów gmin sporządzane były plany ogólne w skali 1:5000, 1:10000 (poprzedzane założeniami do tych planów), natomiast lokalizacja inwestycji odbywała się wyłącznie na podstawie planów szczegółowych, sporządzanych i nowelizowanych obowiązkowo w oparciu o ustalenia planów ogólnych. (...)
Ustawa ta procedowana była na tyle długo (nb. samo vacatio legis trwało pół roku), że pozwoliła gminom na odpowiednie „przygotowanie się” do jej „patentów” (odszkodowania dla właścicieli gruntów blokowanych ustaleniami planu).
W konsekwencji „działań wyprzedzających” gmin, 1 stycznia 1995 r. - dzień wejścia w życie nowej ustawy – samorządy gminne powitały „wyposażone” w nowiuteńkie plany ogólne gmin, jeszcze „pachnące” publikacją w dziennikach urzędowych województw.
W tym kontekście nie powinno dziwić, że aktywność planistyczna gmin, już pod rządami restrykcyjnej ustawy o zagospodarowaniu przestrzennym, zamarła praktycznie na długie lata.(...)

Reasumując - po okresie planowania przestrzennego pod rządami ustawy o planowaniu przestrzennym z 1984 r., którego finałem było pełne pokrycie planami miejscowymi zagospodarowania przestrzennego powierzchni całego kraju, od roku 1995 aktywność planistyczna gmin praktycznie całkowicie zamarła do czasu ustawowego wygaszenia planów, do końca 2003 r.
Po zestawieniu powyższych faktów z cytowanymi „wspomnieniami” Krajowej Rady Izby Urbanistów pojawia się zbyt dużo wątpliwości natury zasadniczej aby przejść nad nimi do porządku dziennego. Spróbujmy więc nieco całą wiedzę o tym okresie (1995-2002) uporządkować. Myślę, że znakomitą pomocą i ułatwieniem w tym zakresie mogą być odpowiedzi na następujące pytania:

1) ilu aktywnych obecnie urbanistów „ministerialnych” otrzymało uprawnienia przed 1995 rokiem i jak wyglądało w praktyce nadawanie wtedy uprawnień „ministerialnych”? 

2) na czym polegała ministerialna weryfikacja „profesjonalizmu” w następnym okresie tj. w latach 1995-2002, o którym wspomina KRIU tj. jakie wymogi formalne oraz merytoryczne były podstawą do nadania „ministerialnych uprawnień” i jak to wyglądało w praktyce ?

3) ilu aktywnych obecnie urbanistów „ministerialnych” otrzymało w tym okresie uprawnienia bez zdawania owego „trudnego  egzaminu” i na podstawie jakich przesłanek?

4) ilu aktywnych obecnie urbanistów „ministerialnych” zdawało ów „trudny egzamin” i na czym on polegał?

5) jak możliwe było w praktyce w okresie 1995-2003 tj. totalnego zaniku planowania przestrzennego odbycie, w ocenie KRIU, niezwykle cennej „paruletniej praktyki zawodowej”, w tym wykonanie „co najmniej jednego studium uwarunkowań i kierunków zagospodarowania przestrzennego oraz dwóch miejscowych planów zagospodarowania przestrzennego”?

6) w jakim zakresie i czym - w kontekście wymogów nowej doktryny planistycznej, obowiązującej od stycznia 1995 r., - praktyka zawodowa i doświadczenie urbanistów z uprawnieniami „ministerialnymi” uzyskanymi  do 1995 r.  i w latach 1995-2002, różnią się od doświadczenia i praktyki zawodowej urbanistów z uprawnieniami "izbowymi" t.j. nadawanymi od czerwca 2002 r.?

Bez uzyskania odpowiedzi na te podstawowe a jednocześnie proste pytania poznanie prawdziwej historii „samounicestwienia zawodu urbanisty” nie będzie możliwe.

 

—————

Powrót


Skomentuj

Data: 2014-02-28

Dodał: PM

Tytuł: c.d.

Kiedy można spodziewać się kolejnej części?

Odpowiedz

—————

Data: 2014-02-28

Dodał: Kontrurbanista

Tytuł: Re:c.d.

Raczej chciałbym wcześniej poznać odpowiedzi na postawione pytania - wierzę, że nie dla wszystkich urbanistów to "wstydliwy zakątek" ich zawodowych życiorysów... a ponadto jeśli poznamy wszystkie odpowiedzi historia będzie krótsza i bardziej dla wszystkich zrozumiała - więc chyba warto poczekać, z nadzieją, że ktoś uchyli rąbka "tajemnicy".
Pan nie chce wiedzieć? Ja - wręcz przeciwnie

Odpowiedz

—————

Data: 2014-03-01

Dodał: PM

Tytuł: Re:Re:c.d.

Takiej odpowiedzi się niestety spodziewałem. Czyli poprzestanie Pan na części I :)

Odpowiedz

—————

Data: 2014-03-01

Dodał: Kontrurbanista

Tytuł: Brak odpowiedzi

Mam wiedzę na temat urbanistów, z którymi stykam się zawodowo od końca lat osiemdziesiątych - to jednak tylko 1/16 całej wiedzy. Może doczekamy się w nieodległym czasie uzupełnienia w odniesieniu do reszty kraju Nie jest to chyba informacja objęta klauzulą najwyższej tajności?

Odpowiedz

—————

Data: 2014-03-01

Dodał: PM

Tytuł: Prawda...

Odnosząc się do cytatu, skontrcytatuję:
"Tylko idioci mówią prawdę. Ja jestem inteligentny, więc nie mówię prawdy." - Salvador Dalí.

Samounicestwienie nie może być interpretowane jako wyraz powyższego rozwoju umysłowego - może to być wyższa forma aktywności, którą trudno pojąć. Toteż nie oczekiwałbym odpowiedzi.

Odpowiedz

—————

Wstaw nowy komentarz





Ankieta

Oceń artykuł

bardzo interesujący (11)
44%

interesujący (4)
16%

nie mam zdania (5)
20%

nieinteresujący (5)
20%

Całkowita liczba głosów: 25





 


   PUBLIKACJE PORTALU