2015-02-20 00:08

280.Paradoks reformatorski?

11 stycznia 2014 r. w artykule „(Nie)oczywiste (nie)oczywistości reform planistycznych” napisałem:

W poprzednim artykule Widmo ładu przestrzennego? analizując przyczyny niepowodzeń wszystkich dotychczasowych „planistycznych reform” stwierdziłem m.in.:

(…) Cóż to za problemy i skąd taka do nich niechęć kolejnych reformatorów? Myślę, że podstawowym wyróżnikiem problemów polskiej „rzeczywistości planistycznej” jest ich szeroko rozumiana niekompatybilność z „kadencyjnym zegarem” (parlamentarno-rządowym i samorządowym) – skala „planistycznych zaszłości” i wynikająca stąd rozległość koniecznych działań reformatorsko–naprawczych na każdym z wymienionych poziomów (parlamentarnym, rządowym, samorządowym) powodują, że problematyka planistyczna jako „ponadkadencyjna” jest „z automatu” marginalizowana. 

Ta systemowa niechęć do reformowania  to oczywiście tylko „jedna strona medalu”, choć ta ważniejsza – nazwijmy ją dla ułatwienia „awers(ja)”. Myślę, że to „strona”, która specjalnie nikogo w Polsce nie dziwi – w polskich realiach taki sposób „naprawiania” różnych obszarów życia publicznego to przecież standard. Popatrzmy zatem na „drugą stronę medalu”, jak się wydaje, ciekawszą, czyli na „konieczne działania reformatorsko – naprawcze na każdym z wymienionych poziomów (parlamentarnym, rządowym, samorządowym)”. W tym miejscu posłużę się cytatem jednej z moich wcześniejszych, ciągle aktualnych wypowiedzi (z października 2010 r., w ramach dyskusji na blogu www.mieszkaniowy.blox.pl:

„(…) uważam, że podstawowym warunkiem skutecznej "rewolucji" w obszarze prawa regulującego proces inwestycyjny są zmiany obejmujące WSZYSTKICH uczestników tego procesu: urbanistów, samorządy gminne, administrację rządową (administrację opiniująco-uzgadniającą, nadzór planistyczny), sądy administracyjne itp”

Dzisiaj do tej wypowiedzi dodałbym tylko jedno uzupełnienie: Bezwzględnie WSZYSCY „aktorzy” polskiej planistyki wymagają pilnej i głębokiej reformy! 

Pominięcie w ramach reformy któregokolwiek z wyżej wymienionych będzie równoznaczne z kontynuacją dotychczasowej totalnej zapaści całego planistyczno-budowlanego systemu. 

Czy kiedykolwiek doczekamy się takiej kompleksowej reformy? 

Skomentuj

Data: 2014-01-12

Dodał: Grzegorz A. Buczek

Tytuł: paradoks reformatorski

Wydaje się oczywiste, że każdy reformator chciałby aby jego "reformatorski wysiłek" przyniósł pozytywny rezultat. Jeśli za "wysiłek reformatorski" uznamy (w sferze przestrzennej) przede wszystkim zmiany przepisów, to - pomijając już fakt, że sama procedura legislacyjna zmiany ustawy trwa zwykle kilkanaście miesięcy (zwłaszcza gdy jest to w miarę kompleksowa propozycja "rządowa", a nie poselska...), to pierwszych (do tego ograniczonych terytorialnie) rezultatów wejścia w życie nowych przepisów nie można oczekiwać wcześniej niż "w horyzoncie" dwóch - trzech lat. Oznacza to, że najwłaściwsze byłoby przedłożenie dużego reformatorskiego projektu na początku kadencji, bo wówczas jest jakaś szansa na zaobserwowanie jego pierwszych rezultatów w jej końcu (pomijam już fakt, że jeśli kadencje rządowe "mijają się" z kadencjami samorządowymi, to duże znaczenie może mieć fakt wejścia w życie takich nowych przepisów na początku kadencji samorządu). Przedkładanie projektów reformatorskich w drugiej połowie kadencji jest właściwie niecelowe, bo wymagają sporo pracy, a do tego można nie zdążyć przed końcem kadencji i wówczas taki projekt zazwyczaj idzie do kosza... co gorsze - zazwyczaj każda inicjatywa legislacyjna, szczególnie jakiejś reformy, z zasady spotyka się z ostrym (uzasadnionym lub nie - to bez znaczenia) atakiem opozycji, co zmniejsza szanse na jej szybkie przyjęcie, a do tego zmniejsza szanse na "reelekcję" reformatorów... Z tego ogólniejszy wniosek, że w najbliższym czasie żadnej większej "reformy" w sferze przestrzennej oczekiwać nie można (głównie, ale nie tylko, ze względu na "kalendarz wyborczo-parlamentarny"). Pewne szanse ma ew. pomysł "małych zmian" poprzez zmiany rozporządzeń wykonawczych do ustawy o pizp (zwłaszcza tego dot. decyzji o WZ), bez żadnych zmian przepisów ustawy, ale nawet taka próba może wywołać furię u beneficjentów (bardzo licznych) obecnej sytuacji, a więc ostrą krytykę inicjatorów zmiany... Z punktu widzenia polityków - nawet taka ograniczona zmiana to o całkowicie nieracjonalny pomysł... tym bardziej że przecież widoczne pozytywne rezultaty byłyby nie wcześniej niż za rok - dwa, a więc "zasługi" mogli by sobie przypisać krytycy zmiany...

Data: 2014-01-12

Dodał: Kontrurbanista

Tytuł: Re: paradoks reformatorski

Podzielając Pański punkt widzenia na punkt widzenia polityków:

"Z punktu widzenia polityków - nawet taka ograniczona zmiana to o całkowicie nieracjonalny pomysł... tym bardziej że przecież widoczne pozytywne rezultaty byłyby nie wcześniej niż za rok - dwa, a więc "zasługi" mogli by sobie przypisać krytycy zmiany..."

mam jednak problem z oczywistością tezy zawartej w pierwszym Pana zdaniu, szczególnie w kontekście działań „aktualnych reformatorów” (członków KKPB) – osobiście widzę tu tylko dwie teoretyczne opcje: pierwszą - „reformatorzy” mają pewność, że ich „reforma” zakończy się sukcesem, który ponadto zostanie zdyskontowany przez „zleceniodawcę”, i drugą – dokładnie odwrotną. Niestety, żadna mnie do końca nie przekonuje. Czyżby istniała trzecia opcja?

 

Gdzie jesteśmy dzisiaj?

 

—————

Powrót


Gdzie jesteśmy dzisiaj?

Data: 2015-02-20

Dodał: Grzegorz A. Buczek

Tytuł: gdzie jesteśmy dzisiaj ?

... w tym samym miejscu co cztery lata temu - w sensie legislacyjnym, a w sensie "przestrzennym" - w o wiele gorszym ...

Odpowiedz

—————

Data: 2015-02-20

Dodał: Kontrurbanista

Tytuł: Re:gdzie jesteśmy dzisiaj ?

„W sensie "przestrzennym" - zgoda ...natomiast „w sensie legislacyjnym” zaryzykuję małe votum separatum: kolejne cztery lata (stracone) czyni jednak różnicę.
Zastanawiam się, ile jeszcze przed nami takich straconych „czterolatek”?

Odpowiedz

—————

Wstaw nowy komentarz








 


   PUBLIKACJE PORTALU